poniedziałek, 29 czerwca 2015

Pieczona makrela, czyli gdzie i za ile

Przenieśliśmy się do Dubrownika i okazało się, że nasza miejscówka jest niedaleko portu. Znaczy się Roman pewnie wiedział, ale dla mnie było to odkrycie. Nie lubię map i instrukcji obsługi. Radzę sobie bez nich. Często z różnym skutkiem, ale do przodu. To działa na mnie podobnie jak rada w stylu "idź na północ". Zawsze myślę jaka północ, skoro mi się myli prawo i lewo. Gdzie ten mech na drzewie?

Skoro port jest blisko, to na pewno są tam też rybacy, którzy wrócili z nocnego połowu. Tak też było!:) poczułam się jak dziecko w wesołym miasteczku. Roman musiał mnie powstrzymywać, bo chciałam kupić wszystko. Finalnie wzięłam krewety, kalmary i dwie dorodne makrele, a za wszystko zapłaciłam mniej niż za porcję sardynek w knajpie.

Na pierwszy ogień poszła makrela. Zamarynowałam ją po prostu w oliwie, cytrynie i grubej soli morskiej. Nacięłam ją w trzech miejscach z każdej strony, żeby smak dotarł do środka. Piekłam z opcją grill w 250 stopniach przez około 30 minut, co jakiś czas obracając rybę. Przyznaję, że taki sposób nie jest w stanie zastąpić grilla, ale jest to całkiem godny zamiennik. Makrelę podalam ze świeżym pieczywem i surówką z młodej kapusty.

Przy okazji zrobiłam małe wyliczenie. Porcja ryby z podobnymi dodatkami w knajpce to koszt rzędu ok. 100 kun. Opcja DIY ok. 25 kun. Ciekawe porównanie biorąc pod uwagę to, jak niewiele przy świeżej rybie trzeba zrobić, aby wyszła pyszna.


na targu
gotowa makrela

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz