poniedziałek, 15 czerwca 2015

stejki! Me like

Wołowinę uwielbiam, a taką podaną w formie steku jestem w stanie pochłonąć niemal w każdej ilości. Czasem śmieję się, że ćwiczę tak dużo, bo uwielbiam jeść. W sumie jest w tym sporo prawdy. Dobrze, że w trakcie się opamiętuję. Zawsze też staram się razem z mięsem jeść sporą ilość warzyw, najchętniej grillowanych. Mięso nie trawi się lekko, a warzywa to świetne wspomagacze.

Stek przygotowuję na grillu, bo jestem fanką zapachu mięsa przyrządzonego nad ogniem. Najbardziej lubię średnio wysmażony, dlatego przez całą ciążę zazdrośnie patrzyłam na talerz mojego Romana, gdzie taki stek sie znajdował, a ja musiałam zadowolić się takim konkretnie "well done";).

Władcą grilla w naszym domu jest wcześniej wspomniany Roman, ale czasem pozwala mi z niego skorzystać :)

Stek wołowy
Mięso najczęściej nacieram musztardą sarepską, oliwą i kolorowym pieprzem. Pozwalam, aby chwilę w tym poleżało. Czasem robię też wersję barbecue lub z serem pleśniowym. 

Mięso grilluję w temperaturze 230-250 stopni pod przykrywą. Najpierw bezpośrednio nad ogniem 3 minuty jedna strona, 2 minuty druga. Pózniej kolejne 2 minuty obok ognia, ale wciąż pod przykryciem (tylko z jednej strony). Czas grillowania uzależniony jest od grubości mięsa. Te wartości podane są dla przeciętniaków. W ten sposób wychodzi piękny, średnio wysmażony kawał mięsa. Pozwalam mu odpocząć chwilę poza grillem, dodaję trochę soli morskiej (ważne, aby wołowiny nie solić wcześniej, bo będzie twarda) i jest cały mój.

Edit: zimą, gdy ciężko o grilla, przygotowuję steki na patelni. Najlepiej grillowej. Dodaję odrobinę oleju słonecznikowego. Patelnię rozgrzewam na 3/4 mocy kuchenki. Steki spędzają na niej po 3 minuty z każdej strony. Kładę je na patelnie i nie dotykam mięsa, aż przychodzi czas na jego obrócenie. Przykrywam je delikatnie (ale nie szczelnie) folią aluminiową. Po tym czasie ściągam je ze źródła ognia i pozwalam odpocząć przez moment. Piękne steki w wersji medium - gotowe! 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz