niedziela, 16 sierpnia 2015

Groszek cukrowy prosto z Taj

W groszku cukrowym zakochałam się w Tajlandii kilka lat temu. Ta miłość, zresztą chyba całkiem odwzajemniona, trafiła we mnie jak grom z jasnego nieba (a raczej ciemnego, bo to był nocny targ) w Anusan w Chang Mai. Zanim tam trafiliśmy wiele osób mówiło, że zjemy tam jedne z najlepszych owoców morza, jakie kiedykolwiek będziemy mieli okazję próbować. Pomyślałam wtedy sobie ... naprawdę? W górach? Daleko od morza? Ale wiecie co? Nie mylili się! Ale nie tylko skorupiaki były wybitne. Wszystko rozpływało się w ustach i tajskich przyprawach. Wpadłam po uszy. Do tego stopnia, że poszłam na kurs kuchni tajskiej, który z przyjemnością powtórzę przy kolejnej eskapadzie. (Edit: od tego kursu w 2012 roku się zaczęło. Później poszło jak lawina. Każdy wyjazd, w jakikolwiek zakątek świata wiązał i wiąże się z gotowaniem. Od Polski, przez Europę, Tajlandię czy Kubę).

Mój groszek robię w ten sposób. 


Tutaj szkoła gotowania, od której rozpoczęło się moje gotowanie w każdym zakątku świata. Thank you Pot! 



składniki:
• 2 opakowania groszku cukrowego - często ściągam z niego to boczne łyko
• 4 łyżki sezamu

marynata:
• wyciśnięty czosnek - 3 ząbki
• sos sojowy - ok. 3-4 łyżki
• sos rybny (max 2 łyżki, bo jest bardzo słony)
• sok z połowy limonki
• 3-4 liście limonki kafir
• starty imbir, ok. 2 cm korzenia
• 1 łyżka oleju sezamowego
• łyżka pasty kolendrowej lub świeża kolendra
• 1/2 pół łyżeczki cukru trzcinowego lub 1 łyżeczka ksylitolu
• mnóstwo chili w płatkach lub świeżego, drobno pokrojonego - czyli daj tyle, ile lubisz

Na wok wrzucam sezam, żeby się lekko podprażył. Dorzucam trochę czosnku i chili (reszta jest w marynacie).


Gdy sezam zbrązowieje wlewam miksturę do której dodaję trochę wody. Około 1/4 szklanki.


Gdy osiągnie wysoką temperaturę dorzucam groszek. Gdybym miała kuchnię gazową to zgodnie ze sztuką robiłabym groszek bardzo krótko na dużym ogniu. Przy indukcji muszę się posłużyć przykrywką, żeby groszek lekko zmiękł, ale wciąż był chrupiący. Wystarczy kilka minut, aby wyłożyć go na talerz. Pyszny jest soute, jako dodatek do potraw czy z ryżem. Zresztą warzyw nigdy dość.


Wersja, którą jadłam na targu Anusan była podana z krewetkami i czosnkiem. Smak jedzenia zapamiętam. Magia miejsca robi swoje.

Groszek na targu w Chang Mai. Przygotowany krótko, na bardzo gorącym woku. Muszę kiedyś po niego wrócić. 


Zakochałam się w nim tak bardzo, jak w tym słodkim szczeniaku. Czekał na mnie na peronie na dworcu, po całonocnej podróży pociągiem z Bangkoku.




3 komentarze: