sobota, 23 grudnia 2017

Jedzcie ciastki! Kuche, maślane ciasteczka

Gdy rodzi się małe dziecko każdy rodzic wie, że powinien mu stworzyć codzienny rytuał tzw. rutynę, gdyż wtedy mały człowiek zyskuje poczucie bezpieczeństwa. Zdobywa świadomość tego, co będzie po sobie następować i wypełnia się spokojem. Co ciekawe ta zbawienna dla maluchów rutyna zupełnie odwrotnie wpływa na dorosłych. Czasem wszystko w nas krzyczy - proszę niech ten dzień dziś potoczy się odrobinę inaczej, bo zwariuję :). 

Jednak są czasem, nawet w życiu dużych ludzi takie momenty, gdy dzieje się za dużo. Wtedy i my lgniemy do rutyny. Często jest to swoista rutyna smaku. Okazuje się, że w takich chwilach łakniemy domowych dań zakodowanych w naszej pamięci. Tego co gotowała nam Mama, Babcia czy czasem nawet Tata. Myślami poszukujemy smaku  rosołu gotowanego przez wiele godzin, prawdziwych gołąbków - takich jak robi Mama, czy zapachu ciastek, który unosi się z piekarnika. 

Dlatego dziś zapraszam Was na ciasteczka maślane z wanilią. Są kruche, rozpływają się w ustach, a jeden tajemniczy składnik sprawia, że chcemy jeść jeszcze jedno i kolejne ... każdemu z nas należą się błogie chwile.
Dlatego jedzcie ciastki! 



składniki
200 g dobrej jakości miękkiego masła 
350 g mąki (ja daję poł na pół orkiszową i pszenną)
100 g cukru pudru
1/2 łyżeczki soli - to tajemniczy składnik :)
1/2 łyżeczki sody 
1 jajko
wanilia lub odrobina waniliowego zapachu do ciasta  

sposób przygotowania
Miękkie masło ugniatam z cukrem pudrem i wanilią. Dodaję połowę mąki, sól, sodę i dalej wyrabiam. Po chwili dodaję pozostałą część mąki, jajko i wyrabiam ciasto. 
Nie należy ono do najłatwiejszych przy wykrawaniu czy wałkowaniu. Jest dość kruche, ale warto poćwiczyć własną cierpliwość, bo efekty zdecydowanie wynagrodzą nam ten trud.

Ciastka piekę  na dwa sposoby.

Pierwsza opcja to wałkowanie i foremki. Piekę je w 180 stopniach przez około 12-15 minut - zależy od ich grubości. Lubię gdy delikatnie się przyrumienią. 

Drugi sposób to kulki z ciasta



Ugniatam je małym widelcem



By uzyskać taki efekt :)



Z uwagi na ich grubość piekę je nieco dłużej - 20 minut, też w 180 stopniach.

Rutyna smaku to dla mnie też np.:

domowy rosół z kaczki i kury gotowany min. 6-8 h



czy klasyczne gołąbki pieczone w piekarniku, podane z pomidorowym sosem #omnomnom

A jakie są Wasze domowe smaki?


sobota, 2 grudnia 2017

Orkiszowa tarta z jabłkami i słonym karmelem

Jakiś czas temu moje serce skradł słony karmel. Uwielbiam wszystko co słone i wytrawne, a połączenie tego ze smakiem słodkim jeszcze bardziej  wszystko uwypukla. Wszelkiego rodzaju tarty to także mój słaby punkt. Postanowiłam połączyć  te rarytasy w jedno, dodać sezonowe owoce i słodycz w postaci daktyli. Z tych kombinacji powstała całkiem zgrabna tarta orkiszowa z jabłkami, daktylami i słonym karmelem.



składniki

ciasto
250 g mąki (u mnie orkiszowa, ale jeśli chcecie aby ciasto było bardziej tradycyjnie można zmieszać pół na pół z mąką pszenną)
150 g masła
50 g brązowego cukru
2 żółtka
1 łyżka śmietany najlepiej 30% (ale nie miałam - dałam 18% i też było ok)

nadzienie
4-5 jabłek w zależności od wielkości
100 g daktyli namoczonym w gorącej wodzie, później drobno pociętych
1 łyżka masła
1 łyżka miodu
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka kurkumy

sos
3 łyżki cukru
1/4 szklanki wody
7 łyżek śmietanki 30% lub 36%
1/3 łyżeczki soli 

przygotowanie

Daktyle zalewam gorącą wodą i odstawiam na bok.

Z mąki, masła, cukru, żółtek i śmietany wyrabiam ciasto. Gdy wszystko jest pięknie połączone wkładam je do jednorazowej siatki i umieszczam na 15-20 minut w zamrażarce. W tym czasie formę na tartę smaruję masłem i delikatnie obsypuję bułką tartą.

Jabłka obieram, usuwam gniazda nasienne i kroję w łódeczki. Na patelni rozgrzewam masło. Dodaję łyżkę miodu oraz przyprawy. Na koniec wrzucam jabłka. Mieszam wszystko razem i pozwalam się jabłkom dusić bez przykrycia około 7 minut.

Wyjmuję ciasto z zamrażalnika i wyklejam nim formę na tartę. Następnie nakłuwam widelcem. Wstawiam do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 15-20 minut do momentu, aż tarta złapie złoty kolor.

W tym czasie przygotowuję słony karmel. Cukier wrzucam do małego rondelka. Roztapiam go na ogniu i bardzo pilnuję, aby się nie przypalił. Nie mieszam. Gdy cukier jest już płynny dodaję wodę - trzeba bardzo uważać, gdyż będzie pryskać. Szybko mieszam i gotuję przez około minutę, tak aby cukier się rozpuścił. Po chwili dodaję śmietankę i gotuję na umiarkowanym ogniu przez około 5 minut. Na koniec dodaję masło i sól i zestawiam z ognia mieszając.

Tak przygotowanym słonym karmelem polewam tartę, którą wyciągnęłam z piekarnika. Układam na niej jabłka oraz daktyle. Na górze tarty tarkuję pozostałą część kruchego ciasta. Piekę przez około 20 minut.

Następnie zostawiam ciasto, aby ostygło. Później patrzę jak znika. ;)


czwartek, 5 października 2017

Sałatka z buraków pełna żelaza

Od dawna miałam ochotę na sałatkę z pieczonych buraków, ale oprócz nich nie układały mi się w głowie pozostałe składniki. Chciałam, aby była pełna żelaza, a je warto dostarczać do organizmu nie tylko przez mięso. Buraki to całkiem pomocny kompan w tym zadaniu, tak samo jak nasiona i suszone owoce. Dopełnieniem smaku okazał się niezwykle kremowy ser kozi typu feta, który jest moim ostatnim odkryciem.


składniki:
2-3 średnie buraki
2 garście rukoli
ser kozi typu feta (zdjęcie poniżej)
prażony słonecznik
suszone morele
kiełki - tu akurat lucerna
ocet balsamiczny, syrop z agawy, olej rzepakowy - do pieczenia buraków
oraz ocet balsamiczny, kolorowy pieprz i oliwa pomarańczowa - na sałatkę

przygotowanie

Buraki obrałam, pokroiłam na mniejsze części i polałam olejem, octem balsamicznym i syropem z agawy. Wstawiłam je do piekarnika rozgrzanego na 180 stopni. Piekły się około 45 minut.

Na talerz wyłożyłam sporą garść rukoli, którą spryskałam octem balsamicznym. Na to położyłam pieczone buraki, ser kozi pokrojony w kostkę i prażone pestki słonecznika. Na górę odrobina kiełków z lucerny, drobno pokrojone suszone morele, oliwa pomarańczowa i na deser kolorowy pieprz. 

Słodki smak pieczonych buraków niesamowicie wybija się w tej sałatce, a ten kozi ser mogę jeść nawet łyżkami. 




sobota, 2 września 2017

Placki z fasoli mung i cukinii z przeciwzapalną kukrumą

Czasem jest tak, że kupię jeden składnik i chodzę koło niego 3 dni, myśląc co mogę z niego zrobić. Tak było i tym razem, gdy impulsywnie kupiłam fasolę mung. Dawno nie gościła w moim domu, więc musiała dać mi chwilę. Dobrze, że cukinia zdecydowała się na nią poczekać. 

Zależało mi na tym, aby zrobić danie do którego dodam kurkumę. Jest ona bardzo ważna dla naszego organizmu. Działa przeciwzapalnie, czyli wspiera nasze ciało w zdrowym funkcjonowaniu. W smaku nie jest zdecydowana, więc nadaje się idealnie. Co innego z kolorem. Ta szalona pomarańcza potrafi podkręcić niejedno danie.

składniki:
3/4 szklanki mung - namaczane 12h, można spróbować 2h, ale im dłużej tym lepiej
2 małe cukinie
1 cebula
2 ząbki czosnku
1 jajko
1 łyżka mąki pszennej
1 łyżka mąki ziemniaczanej
mielony kminek (1 płaska łyżeczka), kurkuma (2 łyżeczki), reszta do smaku: sol, pieprz, suszona bazylia, czosnek, odrobina chili z młynka 



Dziś namaczam fasolę i to tyle. Reszta jutro.

Kolejnego dnia wylewam wodę z fasoli i płuczę ziarna. Dolewam do niej ok. 3/4 szklanki świeżej wody i miksuję tak, aby osiągnąć konsystencję ciasta naleśnikowego. Jeśli potrzeba dodaję więcej wody.

Zmielona fasola czeka, a ja w tym czasie tarkuję cukinię na dużych oczkach i cebulę oraz czosnek na małych. Całość, gdy jest gotowa, posypuję lekko solą i zostawiam na chwilę. Dzięki temu już za moment mogę odsączyć wodę. 

Teraz do warzyw dodaję zmieloną fasolę, mąki, jajko oraz przyprawy. Wszystko mieszam łyżką.

Placki smażę na rozgrzanej patelni na oleju kokosowym lub rzepakowym. Nakładam je łyżką.

Dzisiaj podałam je z moim ukochanym sambalem, kolendrą i salsą z avocado.

piątek, 25 sierpnia 2017

Kokosowe gofry z buraka

Pamiętam moje pierwsze podejście do gofrów kokosowych. Jeszcze lepiej pamięta je mój Roman. To on czyścił gofrownicę. Gofry wyszły niejadalne, rozpadające się, a gofrownica wymagała całkiem sporo czasu, aby doprowadzić ją do wyglądu przed TYM zdarzeniem. Możecie sobie więc wyobrazić minę Romana, gdy powiedziałam, że ponownie chcę zrobić gofry kokosowe. Nie wiedział, że pomiędzy pamiętną próbą a kolejną, były już inne. Tym milej było mi obserwować jego zaskoczenie, gdy jadł smacznego, kruchego i nierozpadającego się gofra, a maszyna wyglądała na nietkniętą.

Gofry fajnie wychodzą z dodatkiem słodkiego warzywa - nie trzeba wtedy dodawać cukru czy ksylitolu. Naturalna słodycz w zupełności wystarcza. Przynajmniej dla mnie.



składniki:
1 burak (myślę, że świetnie sprawdziłby się też batat czy marchewka)
250 g mąki orkiszowej (można dać mąkę pszenną, wtedy gofry będą bardziej pulchne)
50 g mąki kukurydzianej, kokosowej lub pszennej (jeśli wyżej jest orkisz)
200 g mleka (nie mleczka) kokosowego
50 g oleju kokosowego
50 g wody
1 jajko
1/2 łyżeczki sody 

Jednego, całkiem pokaźnego buraka obieram i kroję na mniejsze części. Wrzucam do garnka z zimną wodą i gotuję. Od zagotowania wody czekam ok. 10 minut. To w zupełności wystarczy. Następnie miksuję go na papkę. 

Do buraka dodaję mąki, olej, mleko kokosowe, wodę i jajko. Wszystko dokładnie mieszam. Ciasto powinno mieć konsystencję całkiem gęstej śmietany. Odstawiam je na chwilę.

Jeśli ciasto jest wg mnie zbyt gęste to dodaję odrobinę wody. Rozgrzewam gofrownicę i piekę tak długo, aż z urządzenia przestanie lecieć para w dużych ilościach. Kiedyś próbowałam oszacować dokładnie minuty. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że nie ma to najmniejszego sensu. Każde ciasto, każda mąka, mleka są inne i potrzebują różnego czasu, a ilość ulatującej pary z gofrownicy to całkiem dobry miernik.

Gofry odpoczywają dosłownie chwilę. Podaję je z owocami i pudrem kokosowym.


środa, 28 czerwca 2017

Zupa z bobu i młodych warzyw

Niestety szparagi powoli przebrzmiewają, ale pojawia się coś na osłodę. Bób! Sezonowość warzyw ma swoje uroki. Bób zawsze łączy mi się w myślach z koprem i masłem. Młode ziemniaki też. Gdy dodam do tego bulion z młodych warzyw ... po prostu musi być dobrze. I koper, dużo kopru. Nawet mój 2,5 letni mały człowiek daje okejkę :).


składniki:
3 l bulionu warzywnego
300-400 g bobu
300 g małych młodych ziemniaków
1-2 cebule
1-2 młode marchewki
4 ząbki czosnku
garść kopru
garść szczypiorku
100 g śmietany 18%
1 łyżka masła klarowanego
opcjonalnie - 3 cienkie plastry boczku
masło klarowane, sól, pieprz, sok z cytryny

Zaczynam od bobu. Gotuję go w wodzie ok. 15-20 min, tak aby nie był bardzo miękki. Obieram i odkładam na bok.

Do garnka dodaję łyżkę masła. Wrzucam cebulę pokrojoną w piórka oraz czosnek pocięty w plasterki. Gdy delikatnie się zarumienią dodaję ziemniaki pokrojone w plastry. Podsmażam je około 5 min, często mieszając. Chcę, aby były lekko zarumienione. Następnie wlewam bulion, dodaję liść laurowy i ziele angielskie. Gotuję około 10-15 min, tak aby ziemniaki były miękkie.

Gdy już są gotowe, dodaję bób i marchewkę pokrojoną w plasterki (wyjęłam ją z bulionu). Śmietanę lekko rozcieńczam w kubku zupą i dopiero wtedy dodaję do środka - znany patent, aby wyglądała dobrze. Gotuję jeszcze chwilę - jakieś 2 minuty. Dodaję koper, szczypiorek i wyłączam źródło prądu. 

Na koniec dodaję sok z połowy cytryny. Opcjonalnie, aby zupa miała jeszcze więcej aromatu, można dodać skwarki z cienkich plastrów boczku.
I koper! Dużo kopru :)

wtorek, 13 czerwca 2017

Pani królowa - szparagowa

Cały rok czekam na szparagi. Gdy tylko zaczyna się sezon jem je non stop. Dzień bez choćby śladowej ilości, jest straconym ;). Każdego roku mówię też sobie, że gdybym miała gdzie wstawić dużą zamrażarkę, to wypełniłabym ją szparagami. Po chwili zawsze nachodzi mnie ta sama refleksja - może dlatego są tak przeze mnie pożądane, bo to limitowana edycja?

W każdym sezonie, gdy już w jakimś stopniu nasycę się wersją soute, przychodzi czas na krem szparagowy. Można go przyrządzać na mnóstwo sposobów. Mój ma w sobie dobry bulion, gałkę muszkatałową i warzywa blanszowane na maśle klarowanym.


składniki:
2 pęczki zielonych szparagów
3 l warzywnego bulionu 
1-2 cebule
4 ząbki czosnku
3 ziemniaki
5 cm kawałek białej części pora
2 łyżki śmietany 18%
przyprawy - sól, kolorowy pieprz, szczyptę cukru, 2-3 szczypty gałki muszkatałowej i odrobina soku z cytryny
dodatki - najczęściej parmezan, chipsy z szynki serano, płatki migdałów i szczypiorek

przygotowanie:
Samo przygotowanie zupy jest naprawdę proste i szybkie. Potrzebna jest patelnia, garnek i blender.

Szparagi myję, odłamuję tam gdzie na to pozwalają i kroję jak leci. Podgrzewam na patelni masło klarowane i wrzucam szparagi. Blanszuję je około 5 minut, aby złapały kolor. 


W tym czasie kroję w piórka cebulę, czosnek w płatki, a por na drobne plastry. Gdy szparagi lekko się zarumienią  przekładam je do garnka, a na ich miejsce wskakują dopiero co pokrojone warzywa. Dodaję do nich szczyptę cukru, aby łatwiej wydobyć ten charakterystyczny słodkawo - ostry smak.

Warzywa się złocą, a ja w tym czasie kroję ziemniaki w mniejszą lub większą kostkę. To nie ma znaczenia. Dorzucam je do szparagów. Już w tym momencie żałuję, że są tam dwa pęczki, zamiast trzech ;) i czekam, aby dorzucić cebulę, por i czosnek z patelni.

Gdy wszystko już mam w garnku dodaję bulion, przyprawy i gotuję około 20 minut. Później blenduję na gładko. Na koniec dodaję dwie łyżki śmietany.

Chipsy z porwanej serano robię na suchej patelni. Dodaję parmezan, płatki migdałów i szczypiorek. No i zawsze mi mało.

czwartek, 1 czerwca 2017

Placki z serduszkami na dzień małego człowieka

To chyba przewrotność losu, że mój mały człowiek rozchorował się na Dzień Mamy. Na Dzień Dziecka zdążył już ozdrowieć, ale zarazki rozłożyły oboje rodziców. Energia energii nie równa, ale trzeba się zmierzyć z tym wyjątkowym wyzwaniem. Zresztą Dzień Dziecka to naprawdę niesamowity dzień. Prawdziwe święto dzieci (tych dużych też), które kojarzy się z radością, beztroską i miłością. Dlatego nie mogło zabraknąć dadongów wielkich (tak, tak to dinozaury) oraz placków z serduszkami, czyli z truskawkami.


Dadong robi robotę zawsze. Okazało się, że placki mu dorównały! Po zjedzeniu przez Gutka 6 sztuk (słownie: sześciu sztuk;)) usłyszałam: "Dziękuję bardzo, dziękuję serdecznie, było pysznie, mniam." Czyli jutro robię drugie <3.


Placki są proste jak barszcz. W zasadzie są prostsze niż barszcz.

składniki:

250 - 300 g jogurtu greckiego
1 i 1/3 szklanki mąki orkiszowej
2 jajka
2 roztopione łyżki masła klarowanego
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżka brązowego cukru 
szczypta soli
owoce - u mnie dziś truskawki (serduszka) i kiwi

przygotowanie:

W misce miksuję jogurt z jajkami i roztopionym masłem. Gdy uzyskam jednolitą konsystencję dodaję cukier, mąkę z sodą, proszkiem do pieczenia i solą. Miksuję do osiągnięcia gładkiej masy.

Na rozgrzaną patelnię naleśnikową (bez tłuszczu) nakładam po 1 łyżce ciasta. Na mojej mieszczą się 4 placki. Zostawiam małe odstępy między nimi, gdyż placki jeszcze urosną. Smażę na średnim ogniu. Gdy widzę, że nieco podrosły układam po kilka plasterków owoców - 3 - 4 sztuki. 


Gdy widzę, że są przyrumienione, obracam je na drugą stronę. Po krótszej, niż poprzednio chwili, ściągam je z patelni. Aby usmażyć kolejną porcję wycieram patelnię papierowym ręcznikiem i robię kolejne.


Podaję z owocami, jogurtem grecki, syropem z agawy lub klonowym i mięta.
I wtedy słyszę "Mamusia, zrobisz kolejne?" <3




niedziela, 7 maja 2017

Chłodnik litewski - smaki domu

Byłam dzieckiem, które nie lubiło zmian. Choinka na święta zawsze musiała stać w tym samym miejscu, świąteczna zastawa to ta z czerwonym wzorem od Babci, a nie ta z niebieskim. Miałam też swoje zasady w temacie zup. Te z definicji miały być ciepłe i wytrawne. Dlatego nie smakowała mi zupa owocowa, którą w przedszkolu podawali z makaronem, a na pierwszy chłodnik powiedziałam stanowcze nie. Zimna zupa? Przecież to kompletnie bez sensu. 

Całe szczęście z biegiem lat odrobinę zmądrzałam. Moja Mama robi pyszny chłodnik, który później jadłam ze smakiem. Teraz podobny robię w domu sama. Przepis jest banalny. Sami zobaczcie.


składniki:
botwinka z możliwie dużymi burakami
pęczek rzodkiewki
3 ogórki gruntowe lub pół ogórka długiego
1/3 pęczka koperku
1/3 pęczka szczypiorku
3 ząbki czosnku
400 g jogurtu naturalnego
500 g maślanki
1,5 bulionu 
sól, pieprz, sok z cytryny i szczypta cukru do smaku

Buraki z botwinki obieram i kroję na mniejsze części. Łodygi botwinki kroję drobno. Liście zostawiam trochę większe. Zagotowuję bulion i wrzucam buraki oraz łodygi. Daję im około 15 minut, lekko przykrywając garnek. Zależy mi, aby były miękkie. Pod koniec gotowania dodaję liście. Im wystarczą dosłownie 2 minuty. Gdy warzywa są już miękkie wyłączam źródło ciepła. Dodaję jogurt oraz maślankę. Następnie dorzucam pokrojoną rzodkiewkę oraz ogórka i czosnek, które wcześniej starłam na tarce. Na koniec wszystko dokładnie mieszam. Dodaję szczypiorek, koper i pozostałe przyprawy. Łatwizna, nie? Gotowe. 



niedziela, 23 kwietnia 2017

Bo najsmaczniejsze dania powstają przypadkiem - tajskie tofu z boczniakami

Czasem w kuchni wpadam w wir gotowania. Moja głowa zazwyczaj chce zrobić więcej niż są w stanie przyjąć moje ręce, garnki, palniki i finalnie brzuchy. Dokładnie tak było wczoraj. Wybraliśmy się z Gutkiem rano do Lidla. O tej porze jest tam największy wybór. To zazwyczaj bardzo dobrze. Może poza chwilami kiedy chciałabym ugotować wszystko! Gutek był w podobnym nastroju. On chciał kupić wszystko. Obróciłam na chwilę głowę, a w koszyku wylądowały 3 słoiki oliwek, sałata z rzodkiewką i orzechy. Finalnie złowiliśmy łososia, piękną pak choi, boczniaki, cudne szparagi, brązowe pieczarki i groszek cukrowy, który mogę jeść w zasadzie w każdej postaci. 

W lodówce w domu znalazłam jeszcze genialne tofu z Asia Tasty przy Hali Mirowskiej. Robią je tam na miejscu z naturalnych składników, a jego data przydatności to zazwyczaj 4 dni, a nie rok czy dwa. Bajka!

Gdy zaczęłam robić zaplanowane dania, którymi już wtedy mogłabym nakarmić kilka osób, szybko okazało się że składników mam za dużo. Że w zasadzie za dużo o całe jedno danie dla 4 osób.  Tak powstało tajskie tofu z groszkiem cukrowym, boczniakami i oczywiście chili.


składniki:
opakowanie tofu, moje z Asia Tasty
250 g groszku cukrowego
6-10 boczniaków, w zależności od ich wielkości
por - biała część, około 10 cm
4-8 papryczek chili, zależy jak lubisz
4-6 ząbków czosnku
3 łyżki sezamu
sos rybny, ostrygowy, sojowy w proporcjach 3-2-2
1 łyżeczka brązowego cukru
100 ml wody lub bulionu warzywnego
możesz też dodać na górę kiełki fasoli mung i kolendrę czy szczypiorek.

Składników może wydawać się dużo, ale gdy gotujesz coś czasem z dań kuchni azjatyckiej, to zazwyczaj większość można odnaleźć w lodówce.

Danie przygotowuje się szybko. Najpierw na suchym woku lub patelni prażę sezam. Gdy zrobi się złoty dodaję łyżkę oleju kokosowego pokrojone chili i czosnek. Mieszam i pilnuję, aby czosnek się nie przypalił, bo popsuje cały smak. Gdy poczuję intensywny aromat czosnku wrzucam pokrojony drobno por. Łączę wszystko razem i po chwili dodaję boczniaki, które wcześniej zamiast kroić, porwałam w rękach. W kuchni tajskiej jest tak, że wszystkie składniki warto przygotować wcześniej. Gdy już przystąpi się do woka wszystko dzieje się w ekspresowym tempie, szczególnie gdy gotujemy na gazie.

Gdy boczniaki puszczą sok i połączą się z pozostałymi składnikami, dodaję tofu, które wcześniej pokroiłam w kostkę. Po chwili wrzucam też groszek cukrowy i wlewam sosy, które wcześniej połączyłam w miseczce z wodą i cukrem.

Podaję z ryżem jaśminowym, kiełkami fasoli mung i kolendrą.




niedziela, 2 kwietnia 2017

Magiczna moc sałatki ziemniaczanej

Wczoraj złapało mnie lekko sentymentalnie i zaczęłam przeglądać szuflady ze starymi rzeczami. W moje ręce wpadł zeszyt z przepisami, a w nim jedna z moich ulubionych sałatek ziemniaczanych. Kiedyś robiłam ją rzadko, bo przecież ziemniaki nie są wcale takie zdrowe. Tak myślałam do czasu aż poznałam różnicę między ich ciepłą i zimną wersją. Ziemniaki to źródło węglowodanów, które zalicza się do jedzenia cukropodobnego. Ich indeks glikemiczny jest wysoki, gdy są gorące. Co innego podane na zimno. Ziemniaki zawierają bardzo ważny składnik odżywczy - błonnik w postaci skrobii opornej. Jest ona ogromnie ważna dla naszych jelit, gdyż działa na nie uszczelniająco i przeciwdziała stanom zapalnym. Skrobia oporna ma to do siebie, że podczas gotowania zmienia się w cukier. Znika z nich błonnik. Magia dzieje się podczas stygnięcia. Odzyskują w ten sposób swoje właściwości i stają się superbłonnikiem. 


składniki:
6 ziemniaków w mundurkach
puszka białej lub czerwonej fasoli - odsączona
1 czerwona cebula
pęczek szczypiorku 
łosoś wędzony
rzeżucha do dekoracji
sól, pieprz, oliwa

Sałatkę przygotowuje się banalnie. Największa trudność tego dania to ugotowanie ziemniaków. Wiem, że niektórzy potrafią przy tej okazji spalić garnek (mój Tata kiedyś gotował ziemniaki bez wody ;), ale jeśli już posiadasz tę umiejętność to dalej będzie z górki;).

Ziemniaki dokładnie myję. Następnie gotuję je w osolonej wodzie. Gdy są gotowe - odcedzam i pozostawiam do ostygnięcia. 

Cebulę, szczypiorek drobno kroję. Łączę z fasolą. Gdy ziemniaki ostygną kroję je w kostkę i dodaję do pozostałych składników. Doprawiam całość oliwą, solą i kolorowym pieprzem. Wszystko dobrze mieszam.

Podaję z wędzonym łososiem skropionym oliwą. Wszystko posypałam rzeżuchą.



sobota, 1 kwietnia 2017

Ekspresowe krewetki w sosie orzechowym

Pewnie znacie ten moment, kiedy wracacie wykończeni do domu, głodni, że aż źli i najchętniej rzucilibyście się na czekoladę czy inny kawałek ciasta, bo wasz organizm domaga się energii tu i teraz, czyli najlepiej cukru. Kiedyś, gdy mniej dbałam o równy poziom energii dostarczany w ciągu dnia, takie sytuacje zdarzały się często. Obecnie gdy planuję jedzenie na cały dzień trafiają się rzadko, ale gdy nadejdą to gotuję w tempie sprintera walczącego o życiówkę w biegu na 100 m. Tym razem na tapetę trafiły krewetki w sosie orzechowym. Obiecuję, że zajmie wam to nie więcej niż 10 minut, a ciało wam za to podziękuje.

składniki na jedną porcję:
krewetki
10 krewetek - szare, mrożone
1 łyżka masła orzechowego
1 łyżeczka masła klarowanego
sok z połowy limonki
1 płaska łyżeczka cukru
1 tajskie chili
1 ząbek czosnku
2-3 łyżki sosu sojowego
kilka kropel oleju sezamowego
czarny sezam

sałatka
Zazwyczaj to co jest w lodówce. Tym razem:
2 garście roszponki
1/4 czerwonej cebuli pokrojonej w piórka
odrobina fety, ale lepszy byłby parmezan
5-6 pomidorków koktajlowych
5-6 czarnych oliwek.

Zaczynamy! Włączamy ekspres do kawy. Jesteśmy zmęczeni i podwójne espresso nam się należy. Uwielbiam podwójne espresso <3.

Krewetki wkładamy do miseczki z ciepłą wodą. Szybko się rozmrożą, a my w tym czasie pokroimy warzywa i parmezan (najlepiej w małe kawałki, ale można też starkować) i wrzucimy je do jakiegoś półmiska. Będą grzecznie czekały na królowe tego dania, czyli krewetki.

Zabieramy się za sos. Kiedy mówiłam, że ten przepis jest z gatunku sprinterskich to nie żartowałam. Trzeba szybko machać łyżką i patelnią, bo bardzo łatwo orzechy z cukrem mogą się przypalić.

Łyk kawy i do dzieła.

Masło klarowane wrzucam na patelnię. Roztapia się, a ty siekasz chili i czosnek. Buch na patelnię. Rumieni się. Mieszasz. Dodajesz łyżkę masła orzechowego i odrobinę cukru. Mieszasz. Teraz nie masz czasu na kawę, bo Ci się wszystko przypali. Ale nie martw się. To espresso. Został Ci tylko łyk. Wypijesz je za 3 minuty jak skończymy z krewetkami.
Wlewasz sos sojowy i wrzucasz krewetki, które osuszasz wcześniej ręcznikiem papierowym. Mieszasz. Na chwilę zostawiasz i widzisz jak pięknie otulają się sosem i zwijają się pod wpływem ciepła. Moc kuchenki ustawiona jest na średni poziom. Dolewasz odrobinę wody. Odrobinę. Tylko tyle, aby się nie przypaliło. Dodajesz kilka kropel oleju sezamowego. Gdy krewetki zmienią się w różowe wyłączasz źródło mocy. Dopijasz kawę. Skrapiasz limonką. Krewetki rzecz jasna. Całość wykładasz na warzywa i cieszysz się tajskim smakiem 4S :) sweet, sour, salty i oczywiście spicy. Całość posypujesz czarnym lub białym sezamem.


sobota, 25 marca 2017

Pasta z makreli i jajek

Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam makrelę w zasadzie w każdej postaci. Wędzona czy świeża przygotowana na grillu czy w piekarniku, zawsze smakuje wyjątkowo. Jedyne czego nie lubię to jej obieranie, ale traktuję to jako mały trening cierpliwości ;). Dziś postanowiłam przygotować moją ulubioną pastę z makreli z dodatkiem jajek i kiszonego ogórka. Ciekawe czy Wam zasmakuje.






składniki:
1 wędzona makrela
2 jajka ugotowane na twardo
2 nieduże ogórki kiszone
pół pęczka koperku
pół małej czerwonej cebuli
1 łyżka majonezu (tylko Kielecki! ;))
1 łyżka jogurtu naturalnego
pieprz, szczypta soli
odrobina soku z cytryny

Makrelę obieram i dokładnie sprawdzam czy wyjęłam wszystkie ości. Wkładam ją do miski do której dodaję drobno pokrojone jajka, cebulę oraz ogórki kiszone. Dodaję też posiekany koper oraz jogurt, majonez, sól i pieprz. Na koniec dodaję sok z cytryny. Mieszam dokładnie. Ryba pięknie łączy się z pozostałymi składnikami tworząc pyszną pastę.




niedziela, 19 marca 2017

Kokosowy krem z cukinii, nie tylko dla małego człowieka

Gutek lubi jeść. Mogłabym powiedzieć, że ma to po mnie, ale prawda jest taka, że każdy z nas na swój sposób jest łasuchem. Jedzenie, a nawet rozmowa o nim, poprawia mojemu małemu człowiekowi humor. Tak stało się ostatnio, gdy wybraliśmy się na trampoliny, ale nie ogarnęłam, że należy zarezerwować miejsce. Gutek zapłakanymi oczami spojrzał na mnie i wycedził przez zęby, z lekko trzęsącą się od płaczu brodą: "pizza?" Także z trampolin wyszła pizza i rozmowa o tym co lubimy jeść. W trakcie drogi miałam okazję wysłuchać całkiem pokaźny monolog dotyczący tego co mój mały człowiek lubi. Wynikało z niego, że banany, pizza, avocado, żurawina, ciastki, orzechy i lizaki są na mega propsie. Gdy podchwytliwie zapytałam o zupy, usłyszałam głośne "nie" wypełnione śmiechem. Dodane po chwili "taaaaak mmmaaamusiaaaa" nieco mnie uspokoiło. Lubi czy nie, tego pewna być nie mogę. Jedno wiem - zjada do końca. A kokosowa zupa z cukinii to jeden z faworytów. 


składniki:
1 średnia cukinia
5 cm kawałek batata (to nie mus :)
3 marchewki
1 duża cebula
2 ząbki czosnku
2 małe pietruszki
mały kawałek selera
kawałek pora
małe mleczko kokosowe
20 g oliwy
160 g kaszy np. jaglana czy jęczmienna 
120 g eko kurczaka
przyprawy: 2-3 liście laurowe, 2 ziela angielskie, łyżeczka słodkiej papryki, łyżeczka lubczyku, pół łyżeczki kurkumy, odrobina kolorowego pieprzu oraz drobno pokrojona natka pietruszki.

Pokrojone warzywa zalewam wodą, tak aby były przykryte. Dodaję małe mleczko kokosowe. Gotuję je ok. 15 minut, aby trochę zmiękły. Po tym czasie delikatnie je blenduję. Do warzyw dodaję pokrojone drobno mięso, kaszę, oliwę oraz wszystkie przyprawy. Następnie gotuję około 30 minut, tak aby kasza była miękka. I to w zasadzie tyle. Zupę Gutek pałaszuje bardzo chętnie. Przyznaję, że ja też.


sobota, 28 stycznia 2017

Naleśniki ryżowe z kaczką i parmezanem

Uwielbiam gotować rosół z kaczki. W moim odczuciu jest najbardziej aromatyczny oraz najprostszy w przygotowaniu. Wychodzi klarowny i pięknie złoty. Tym razem przyrządzałam go na udach i piersiach kaczki. Chciałam wykorzystać mięso jako farsz, ale nie miałam pomysłu do czego. Do głowy przyszły mi naleśniki. Chciałam jednak uniknąć mleka krowiego i mąki pszennej. Wymyśliłam więc ryżowe. Ciasto robiłam dwukrotnie, zmieniając składniki i proporcje. W końcu trafiłam! Zabrałam się więc za przygotowanie naleśników ryżowych z farszem z kaczki, parmezanu i szczypiorku, podanych z blanszowanymi brązowymi pieczarkami, które są bardziej aromatyczne niż te białe.


składniki:
ciasto
50 g klarowanego masła
500 g mleka roślinnego
250 g mąki (180 g ryżowej, 40 g kukurydzianej i 30 ziemniaczanej)
2 jajka
szczypta soli

farsz
mieso z kaczki z rosołu
1 marchewka z rosołu
1 pietruszka z rosołu
2 cebule z rosołu
2 ząbki czosnku z rosołu
kawałek parmezanu - wedle uznania
drobno posiekany szczypiorek
50 g rosołu
majeranek, sól, czosnek i pieprz do smaku

pieczarki
500 g brązowych pieczarek
masło klarowane do smażenia
majeranek, czosnek, sól, pieprz

przygotowanie:
Pieczarki kroję i wrzucam na patalnię na rozgrzane, klarowane masło. Dodaję przyprawy i podsmażam aż pięknie się przyrumienią. Odstawiam na bok i biorę się za ciasto.

Masło podgrzewam i czekam aż się roztopi. Dodaję mleko roślinne, mąki, jajka oraz sól. Mieszam aż masa stanie się gładka. Smażę na patelni z odrobiną masła, w międzyczasie przygotowując farsz. Przed każdym nalaniem ciasta na patelnię trzeba je porządnie przemieszać. Mąka ryżowa szybko opada na dno.


Do blendera wkładam warzywa z rosołu oraz przyprawy i kawałki parmezanu. Mielę na niemal gładką masę. Dodaję kawałki kaczki i rosół. Mielę tak, aby mięso zachowało częściowo swoją strukturę. Nie na papkę. Dodaję szczypiorek i mieszam.


Farsz nakładam do naleśników, zawijam i podsmażam całość na patelni z masłem klarowanym.


Podaję z pieczarkami, szczypiorkiem i startym parmezanem. Farsz jest soczysty, a naleśniki chrupią dzięki podgrzaniu ich na maśle.