sobota, 24 września 2016

Świeże małże w białym winie

To, że uwielbiam owoce morze nie jest żadną tajemnicą. Są przepyszne, zdrowe i stanowią dobre źródło białka. Pomysły na poszczególne dania zazwyczaj powstają w sklepie. Dziś, będąc w Lidlu sama się mile zaskoczyłam. Postanowiłam zrobić przystawkę, danie główne i deser. Kupiłam niesamowicie pyszne małże, kawałek pięknego antrykotu oraz dojrzałe mango. Ale dziś o muszlach!


Przepis jest prosty i stary jak świat, z gatunku tych, które po prostu nie mogą się nie udać. 

składniki:
1 kg świeżych małży
pęczek pietruszki
5 ząbków czosnku
1 cebula
1 szklanka wytrawnego, białego wina
2 łyżki klarowanego masła
sól, pieprz, cytryna
2 liście laurowe

Małże opłukuję w wodzie. Czosnek kroję na plasterki, a cebulę w piórka. Masło rozgrzewam w rondlu. Po chwili wrzucam cebulę, czosnek, liść laurowy. Wszystko opruszam świeżo mielonym pieprzem i czekam, aż się zarumieni. 


Gdy tak się stanie, wlewam szklankę białego, wytrawnego wina. 


Po chwili dodaję muszle. Dorzucam pietruszkę.


Gotuję pod przykrywką około 4-5 minut. Do momentu, aż wszystkie się otworzą. 


Podaję skropione cytryną. Dla mnie bajka. To prawdziwy smak wakacji. 




niedziela, 11 września 2016

Przegrzebki na oliwie chili

Przegrzebki, znane też jako małże św. Jakuba, to prawdziwy rarytas wśród owoców morza. Dla mnie leżą na tej samej półce co ostrygi. Planowałam je zrobić od dawna, ale bardzo mnie onieśmielały. Szukałam świeżych. Niestety udało mi się kupić tylko mrożone, ale pomyślałam, że to w sumie dobrze. Moje małże leżały w zamrażarce tydzień, a ja chodziłam koło nich i analizowałam z czym je podam. Pierwsze razy budzą wiele emocji. Bywają mniej lub bardziej udane. Zrobiłam je klasycznie, z małą nutą szaleństwa w postaci pikantnej i esencjonalnej oliwy chili. Podałam z grillowanym karczochem i szalotką.


składniki:
przegrzebki
2 karczochy z zalewy
2 szalotki
oliwa chili 
oliwa zwykła
masło klarowane
2 ząbki czosnku
sól, pieprz
sok z cytryny
pietruszka

Podobno nie trzeba tego robić, ale ja moje przegrzebki marynowałam przez chwilę w oliwie, pietruszce, czosnku startym na małej tarce i soku z cytryny.

W tym czasie przygotowałam wszystkie składniki. Posiekałam drobno pietruszkę, pokroiłam szalotkę. Na dwa talerze wylałam trochę oliwy chili, posypałam pietruszką, świeżo zmielonym pieprzem i solą. 

Rozgrzałam patelnię grillową (klasyczna patelnia też daje radę). Dodałam trochę klarowanego masła oraz oliwy, w której marynowały się małże. Poczekałam aż się nagrzeje. Przegrzebki oraz karczochy grillowałam przez 1 minutę z każdej strony, na dużym ogniu.

Gdy ściągnęłam je z ognia, na moment wrzuciłam na patelnię szalotkę i poczekałam aż się zeszkli.

Ułożyłam całość na talerzu, skropiłam sokiem z cytryny i posypałam solą. 

Małże św. Jakuba niesamowicie chłoną smak przypraw. Mają delikatną, wręcz aksamitną konsystencję. Lubię spełniać marzenia. Swoje też. Szczególnie te kulinarne.



niedziela, 4 września 2016

Tajskie krewetki z orzechami nerkowca

Nie znalazłam do tej pory innej kuchni, która tak bardzo przypadła by mi do gustu, jak tajska. Połączenie trzech tajskich S - sweet, sour and salty uzupełnione o ostrość papryczki chili, to raj dla mojego podniebienia. Niemal w każdym tajskim daniu balans tych trzech smaków wygląda inaczej. Smak słodki najczęściej jest pozyskiwany z cukru palmowego, słony z sosu sojowego i rybnego, a kwaśny z limonki. Ważne jest, aby pamiętać o dodawaniu soku na samym końcu, wtedy gdy odłączymy źródło ciepła. 

Mam trzy ulubione tajskie dania, które nie potrafią mi się znudzić. Padt kee mao, czyli gruby makaron ryżowy z warzywami, sosem sojowym i świeżym zielonym pieprzem, który jest kluczowy w smaku tego dania. Kolejne to pad ka-praw goong, czyli krewetki w bulionie i tajskiej bazylii. Aromat "holy basil", jak mawia się o tej przyprawie, zawsze rozkłada mnie na łopatki. Trzecim daniem są właśnie krewetki z orzechami nerkowca, czyli goong padt med ma muang. 

Tajska kuchnia sprawia wrażenie trudnej, ale to tylko pozory. Gdy opanuje się podstawy, czyli przyprawy i ich łączenie, to wszystko robi się niemal samo. Marzy mi się też tajski wok i palnik gazowy z kilkoma źródłami ognia. Dania przygotowuje się na nim dosłownie w 5 minut. 


składniki:
10-12 krewetek
300 ml bulionu warzywnego
2 cebule
1 czerwona papryka
2-3 łyżki prażonej pasty chili
3 łyżki sosu ostrygowego
3 łyżki sosu sojowego
1 łyżeczka oleju sezamowego
2 łyżeczki brązowego cukru
świeżo zmielony pieprz
ryż
czarny sezam do dekoracji
szczypiorek
garść orzechów nerkowca
3 ząbki czosnku

Tajowie bulion warzywny gotują podobnie jak my z wykorzystaniem włoszczyzny. Uzupełniają całość o grzyby shitake i kawałek białej rzodkwi. Podobnie robię też ja, bo bulion jest podstawą tego dania. 

Następnie mieszam wszystkie sosy i przyprawy w misce dodając ciepły bulion, który pomaga rozpuścić pastę chili. Noi, mój nauczyciel w Tajlandii, bardzo polecał pastę ze zdjęcia. Można ją dostać np. w Carrefour. Noi wspominał, że łatwo ją rozpoznam, bo namalowany jest na niej Michael Jackson;). Sami oceńcie.


Cebulę, czosnek oraz paprykę kroję na grube kawałki, a szczypiorek tnę na fragmenty po ok. 3 cm. 

Orzechy nerkowca prażę na suchym woku i odkładam na bok.


Na wok wlewam łyżkę oleju kokosowego i wrzucam 1 tajskie chili i czosnek. 


Gdy poczuję w powietrzu aromat czosnku to znak, że pora dodać cebulę. Mieszam wszystko razem i po chwili w woku ląduje też papryka.


Podsmażam całość przez minutę i zalewam bulionem z przyprawami. W oryginalnej wersji nie ma w tym daniu bazylii tajskiej, ale ja dodaję parę listków, gdyż uwielbiam jej aromat.


Na sam koniec dorzucam orzechy i krewetki. Czekam aż z szarych zmienią się na różowe i podaję z ryżem. Całość posypuję czarnym sezamem i szczypiorkiem.