składniki:
• 2 piersi z kaczki
• 2 cebule
• 2 ząbki czosnku
• 1 czerwona papryka
• 10 pieczarek (najlepiej brązowe)
• 1 średnia cukinia (opcjonalnie pak choi - 2-3 sztuki)
• garść kolendry
• sok z limonki
• kawałek imbiru wielkości połowy kciuka
• 2 papryczki chili - tajskie bird eye - to te małe i ostre (opcjonalnie)
marynata do kaczki:
• 5 łyżek sosu sojowego (a tak naprawdę na oko)
• 5 łyżek oleju rzepakowego
• 1 łyżeczka papryki słodkiej
• 1 łyżeczka papryki wędzonej
• 1 łyżeczka czosnku granulowanego
• 2 łyżeczki ksylitolu lub cukru
• 2 łyżki prażonego sezamu
• 1 łyżka oleju sezamowego
przygotowanie:
Kaczkę pocięłam na wąskie kawałki, bez skóry. Marynowałam ją 24h, ale gdy spędzi w tej miksturze 1h też będzie ok.
Na woka dodaję olej kokosowy. Gdy się pięknie rozgrzeje wrzucam po kolei imbir z czosnkiem, drobno posiekane (to też idealny moment na chili, jeśli ląduje w moim daniu). Po chwili, gdy w powietrzu czuję ich zapach dodaję cebulę posiekaną w piórka. Znowu zaczynam czuć zapach unoszący się w powietrzu, to do woka wpadają cienko pokrojone pieczarki. Gdybym miała tajskiego woka i tajski palnik gazowy (może kiedyś! 😍), to powyższe trwałoby 2 minuty. Ale mam indukcję i woka do niej dostosowanego, to minut jest ze 3-4 razy więcej. Wszystko musi się delikatnie przysmażyć.
Gdy w powietrzu unosi się już zapach pieczarek, dodaję kolejno paprykę i cukinię. Wszystko mieszam. Podsmażam. Teraz najwyższa pora na kaczkę. Dorzucam ją do woka razem z całą marynatą. Dodaję też około pół szklanki wody, aby kaczka z warzywami mogła się nieco zanurzyć. Na oko dolewam też jeszcze odrobinę sosu sojowego i oleju sezamowego. Teraz całość przykrywam i pozwalam się gotować przez około 10-12 minut, kontrolując czy wszystko pływa, czy przypadkiem woda za bardzo nie odparowała.
Po tym czasie kaczka powinna być już miękka. Wyłączam źródło ciepła, skrapiam limonką, opruszam porwaną w rękach kolendrą (ona nie lubi noża) i podaję z ryżem. U mnie akurat brązowy.